Relacja godzina po godzinie to na naszym blogu rzadkość. Tym razem jednak piszemy post ‘krok po kroku’ – tak najłatwiej nam pokazać dokładnie trasę oraz opisać to, z czym Poon Hill Trek się wiąże. Wierzymy, że ułatwi to Wam zaplanowanie trasy i zachęci Was do podróży w nepalskie Himalaje.
I dzień, 08.03.15
11:10 – Taksówką z Pokhary dojeżdżamy do malutkiej miejscowości Naya Pool. Z daleka widać pierwsze z wysokich partii Himalajów. Już nie możemy się doczekać, aż zobaczymy szczyty Annapurny!Na szybko wcinamy po misce pożywnego makaronu – doda sił na szlaku. Kupujemy też dla każdego z nas po jednym bambusowym kiju (za ok 50 groszy), mogą się przydać.
11:40 – Na początku idziemy wzdłuż wioski i straganów. Docieramy do mostu całego w nepalskich chorągiewkach – to za nim rozpoczniemy nasz trekking.Po przejściu przez most udajemy się jeszcze do obowiązkowego check point – pokazujemy TIMS, potem ACAP, a gdy formalności są załatwione – ruszamy w drogę!! Z początku trasa wiedzie wzdłuż rzeki – towarzyszy nam szum małych wodospadów i niesamowity zapach wiosennych kwiatów. Na szlaku mijamy wielu trekkerów z całego świata.Zza zakrętów regularnie wyłaniają się lokalne restauracje lub stoiska z owocami i napojami. Mijamy małe gospodarstwa oraz nepalskie domki o dość zaskakującej architekturze. Ich dachy to blacha falista, która w żaden trwały sposób nie jest przyczepiona do ścian. Leżą na niej kawałki skał i kamienie – w razie wiatru przytrzymują sufit na miejscu.Roślinność jest przepiękna, bujna i zielona. Do tego wszystko kwitnie – och wiosna to idealny moment na trekking w Nepalu!
Tylko jaki już ostrzyżone:Po drodze spotykamy wiele nepalskich dzieci – bardzo chętnie sięgają po batony i orzechy, jakimi ich częstujemy:Po jakimś czasie droga, z szerokiej i stosunkowo płaskiej, zamienia się na bardziej górską. Prowadzi na zmianę raz w dół, raz w górę, a więc idzie się dość wygodnie – zawsze jest moment na odpoczynek.Po kilku mocniejszych podejściach docieramy do wioski na wzgórzu.
14:00 – Tikhadunga Hill (1540 m n.p.m.) – jest tu kilka hotelików (kilkadziesiąt pokoi). Część osób już tu zatrzymuje się na relaks i nocleg.Uznajemy, że to jeszcze za wcześnie, ponieważ mamy wciąż trochę sił. Następna miejscowość za ok 3 godziny, więc po krótkim postoju ruszamy dalej w drogę. Jakoś nie przyszło nam do głowy spytać innych trekkerów, jak wygląda dalsza trasa…Jak się okazuje, doga do Tikhadunga jest znacznie łatwiejsza niż podejścia, jakie czekają na turystów za wzgórzem. A mówiąc wprost – dalej są schody. Bardzo dużo, potwornie dużo schodów! 3500 kamiennych, wysokich stopni, często poukładanych z kawałków skały. Dla nas, osób zupełnie niewprawionych w trekkingu, strome podejście ponad 500 metrów to nie lada wyczyn! Za to jakie szczęście, jak już w końcu dotarliśmy do celu… Schody zdawały się nie mieć końca. Na szczęści sił dodawała nam cudowna przyroda:Przy szlaku pojawiają się pierwsze ogromne drzewa, całe obsypane czerwonymi kwiatami. To rododendrony, narodowe kwiaty Nepalu. Kto by pomyślał, że skoro u nas to krzewy, to tu rosną do tak imponujących rozmiarów!
17:00 – Uff, w Ulleri przyszedł czas na zasłużony odpoczynek. Jesteśmy już na wysokości 2020m n.p.m. Trasę do tej wioski na pewno łatwiej zrobić maszerując od rana, po noclegu w Tikhadunga. Rozpoczęcie trasy po kilku godzinach wspinania się jest hardcorem, choć przynosi ogromną satysfakcję! Nocleg znajdujemy w małym, skromnym pokoiku, umeblowanym w łóżko i małe lusterko. Płacimy za niego 300NPR, a więc około 11zł. I jest gorąca woda! Nagrzana po całym dniu od słońca jest cieplejsza niż w Kathmandu. Niestety temperatura w pokoju w nocy spada do kilku stopni.
O tym, jakich cen i warunków możecie się spodziewać po trekkingu w Nepalu, przeczytacie we wpisie:
A oto widok z dachu naszego guesthouse – wart jest 3500 schodów!
II dzień, 09.03.15
8:00 – Wschód słońca jest przepiękny. Niektórzy zrywają się już o 6, my jednak śniadanie zaczynamy o 8.
8:40 – Opuszczamy Ulleri tylko z lekka obolali, za to pełni energii i rządni dalszych wrażeń. Z początku mamy do pokonania jeszcze trochę schodów, ale droga szybko zmienia się w łatwiejszą – raz w górę, raz w dół.Trasa przebiega teraz lasem. Idziemy wzdłuż rzeki i wśród szumu małych wodospadów mijamy bardzo malownicze zagajniki i mostki.Jest więcej łagodnych podejść, typowy gentle trekking. Zauważamy też po raz pierwszy różowe rododendrony! To na prawdę piękne i majestatyczne drzewa…11:40 – W Nange Thanti Village robimy sobie dłuższy postój – czas na lunch. Jedzenie w górach jest stosunkowo drogie: za vege + egg noodles płacimy 320 NPR, ale masala chai kosztuje w tym barze tylko 90 NPR.12:30 – Idziemy dalej. W słońcu jest bardzo gorąco i pot leje się z nas strumieniami. Do tego lodowaty wiatr – mieszanka szybko powodująca przeziębienie. Ale widok zapierają dech w piersi!
14:10 – Bardzo szybko docieramy do Ghorepani (2870 m n.p.m.). Jest tu mnóstwo mini hotelików i wiele wolnych pokoi. Co ciekawe, mimo że prądu nieraz brakuje i o ogrzewaniu nikt nigdy nie słyszał, to WiFi jest w każdym guesthousie! Warto skusić się na pokój w jednym z domków On The Top – są nieco droższe, niż na początku miejscowości, oraz trzeba się do nich jeszcze trochę powspinać, jednak widok z okien na ośnieżone szczyty Himalajów wszystko wynagradza!W nagrodę, że tak dobrze nam poszło, kupujemy sobie po zimnym piwku. Czas na odpoczynek i spacer po okolicy. Już jutro o świcie obejrzymy szczyty Annapurny!
O kolejnych dniach trekkingu przeczytacie we wpisie: